niedziela, 20 października 2013

WIELKA E-GRA

Szykuje nam się nowa dyscyplina narodowa. Mamy już gotowych mistrzów, potrzebny jest jeszcze gorący entuzjazm

Koło sceny pojawia się kłębowisko fotoreporterów i wymachujących rękami panienek. Słychać krzyki, głośne pytania, grupa powoli zaczyna się przesuwać. Zaintrygowany wchodzę na schody, by zobaczyć, co się dzieje. W środku zamieszania otoczony rozpychającymi tłumek mężczyznami idzie blady, chudy chłopak. Zdecydowanie nie wygląda na aktora czy muzyka. To Jaedong Lee, mistrz świata w „StarCrafcie” (strategiczna gra komputerowa). Oczywiście Koreańczyk – oni tu rządzą niepodzielnie. JD jest zawodowcem, jego roczny kontrakt przekracza sto tysięcy dolarów, do tego dochodzą pieniądze i sprzęt od sponsorów.

Jednak JD to przede wszystkim gwiazda. Scenka z rozentuzjazmowanym tłumem rozegrała się na finałach World Cyber Games 2009 w chińskim Chengdu, gdzie za swoim idolem przyjechała pokaźna grupa fanów (no dobrze, przede wszystkim fanek). Towarzyszy mu też trener oraz, a jakże, lekarz dbający o kondycję. Przesada? Gruba przesada?

400 zadań na minutę
Mój sceptycyzm mija, gdy uwolniony od towarzystwa mistrz wchodzi wreszcie na scenę i zasiada w dźwiękoszczelnej kabinie pełnej kamer. Drugie takie samo miejsce zajmuje jego przeciwnik. Jeszcze chwila przygotowań i rozpoczyna się rozgrywka.

Na centralnym ekranie widać to, co gracze obserwują na swoich monitorach, ale najciekawsze dzieje się obok, gdzie pokazani są sami zawodnicy. Przez chwilę nie wierzę własnym oczom. Ręce JD wyglądają, jakby chłopak dostał drgawek. Jedna dłoń skacze na myszce, druga na klawiaturze. Spoglądam na centralny ekran – widać, jak w zawrotnym tempie pojawiają się i natychmiast znikają kwadraty zaznaczające całe grupy wojsk. Błyskają kolory, w tę i z powrotem ganiają stada skaczących purpurowych i niebieskich stworów. Jaedong podczas gry wykonuje 400 czynności na minutę: oznacza grupę wojsk, wydaje jej polecenie, przesuwa ekran, kontroluje poczynania przeciwnika, zmienia rozkazy.

Początkowo gra wydaje się statyczna – to etap budowania armii, gromadzenia sił. Oczywiście spokój jest pozorny, bo obaj zawodnicy stale śledzą to, co robi wróg, i dostosowują swoje oddziały. Gdzieś w szóstej minucie gry przeciwnik JD decyduje się na atak. Grupy jego żołnierzy rzucają się na bazę wroga, ale najwyraźniej coś się nie udaje i po zaledwie kilkudziesięciu sekundach widać, jak niedobitki z potężnej armii kulawo uciekają w różne strony. Ręce JD zaczynają się poruszać jeszcze szybciej – rozpoczął się kontratak. Baza przeciwnika została niemal bez ochrony i w pół minuty jest po grze. JD rozniósł wroga. Jak zwykle.

„StarCraft” to narodowy sport Korei, coś jak piłka nożna dla Polaków. Z jedną różnicą – oni są w tym najlepsi na świecie. To szczególny fenomen, bo sama gra kończy właśnie 12 lat. Dla gry komputerowej to nie jedna, ale pięć epok. Czemu ktoś jeszcze gra w takie starocie? To trochę jak z lotami w kosmos – najnowocześniejszy sprzęt, jaki wysyła się na orbitę, to komputery i procesory sprzed dobrych siedmiu–ośmiu lat. Sprawdzone, niezawodne, dobrze znane. „StarCraft” to właśnie taki pewniak – doskonale wiadomo, jakie są jego słabości, gdzie gracze mogliby oszukiwać, jakie strategie można zastosować.

Mistrzowski strzał
Drugi podobny fenomen to „Counter Strike” wywodzący się z 1999 roku. O ile „StarCraft” jest złożoną strategią, o tyle „Counter Strike” to taktyka w czystej postaci. Spotykają się dwie grupy – antyterroryści i terroryści. Każdy gracz prowadzi jedną postać, widzi świat jej oczami. Tu Koreańczycy nie mają nic do gadania – w „Counter Strike’u” rządzą Polacy. Zespół Again rozniósł na strzępy (dosłownie) kolejnych przeciwników i w wielkim finale World Cyber Games zdobył złoto. Tak, to kolejna dyscyplina sportowa, w której jesteśmy światową czołówką.

Najwyższy więc czas, by do fanów Justyny Kowalczyk, Adama Małysza, Roberta Kubicy czy Agnieszki Radwańskiej dołączyli miłośnicy teamu Again. W końcu Polacy nie mają tak wielu mistrzów, by można było jakichś sobie odpuścić. Dodatkowy atut to możliwość samodzielnego uprawiania tej dyscypliny. Gra w tenisa leży poza zasięgiem większości z nas, o skokach narciarskich i Formule 1 nie wspominając. Tymczasem „Counter Strike’a” można uruchomić nawet na bardzo wiekowym komputerze, a do rywalizacji z innymi wystarczy całkiem przeciętne łącze internetowe.

Zatem Polacy! Czas na cybersport! Mamy nową narodową dyscyplinę, mamy mistrzów. Jeśli ich nie doceniamy, to tylko dlatego, że nie traktujemy tego sportu poważnie. A przecież, nabierając nieco dystansu, czy kierowanie wirtualnymi postaciami na ekranie ma mniej sensu niż uderzanie naprężonymi sznurkami w żółtą kulkę? Bo z pewnością wymaga równie wiele treningu i wysiłku.

Dlaczego piszemy o tym dziś, cztery miesiące po sukcesie naszych e-sportowców? Ano dlatego, że rok 2010 ma szansę stać się początkiem poważnego zainteresowania tą branżą w Polsce. Firma Samsung, która jest oficjalnym sponsorem World Cyber Games, postanowiła mocno potrząsnąć nieco już zastałym światkiem e-zawodów. Polską edycję WCG ma organizować nowy zespół ludzi, mistrzowie dostaną profesjonalne wsparcie, cała impreza zaś lepszą promocję. Sukcesy już są, potrzeba tylko kibiców, którzy przyciągną sponsorów. Zima się kończy, Justyna i Adam odpoczywają. Włącz komputer. Rozgrzej palce.

Piotr Stanisławski